Witam, przedwczoraj miałam stłuczkę w Gadńsku, byłam bardzo zdziwiona, a kiedy przyjechał policjant już w ogóle zgłupiałam. Chciałam skręcić w prawo na zielonej strzałce z Partyzantów w Słowackiego [dwujezdniowa]. Poczekałam aż prawy pas będzie wolny i zaczęłam manewr skrętu patrząc już na przejśćie dla pieszych bo zapaliło się tam zielone światło i wtedy przyłozył we mnie samochód, który zmieniał sobie w sporym tempie [wjechał już na pomarańczowym na skrzyżowanie] pas ruchu z lewego na prawy. Musiał widzieć mnie, ja nie miałam szansy go widzieć, nie hamował i nawet nie zatrąbił. Jego auto jest przejechane od samego przodu do samego tyłu, ja mam nadruszony lewy reflektor i błotnik.
Byłam przekonana, że jeśli nie jest to jego wina [własnie z tego art. 22 pkt 4 jak się teraz okazuje] to w najgorszym przypadku policjant uzna obupulną winę, bo oboje nie zachowaliśmy ostrożności
Jakież było moje zdziwienie było, kiedy policjant uznał, że wymusiłam pierszeństwo i wjechałam na czerwonym świetle na skrzyżowanie... czy ktoś może mi podać przepis, który potwierdza to w jakiś sposób, ja wiem że zielona strzałka to nie zielone światło, ale wydaje mi sie, że zachowałam maksymalną możliwą ostrożność a pan się po prostu zagapił i myślał że śmignie obok...

niestety wypisałam oświadczenie [żeby nie dostać mandatu i punktów] bo oczywiście policjant nie miał przy sobie kodeksu ruchu drogowego, bo munie potrzebny